piątek, 31 października 2014

ROZDZIAŁ 8

Przy drzwiach od sekretariatu, wyjaśniłam Jackowi, co ma zrobić. Natomiast sama schowałam się za ścianą w następnym korytarzu. Obserwowałam, jak wszystko przebiega zgodnie z moim planem. Jack wszedł i po chwili wyszedł z sekretarką. Nie miałam pojęcia, co wymyślił, ale widać było, że podziałało. Kiedy zobaczyłam, że skręcają w następny korytarz, od razu pobiegłam do sekretariatu. Upewniając się, że nikogo w środku nie ma, weszłam w mgnieniu oka i znalazłam się obok komputera. Znalazłam tam folder pt. "Uczniowie", wpisałam nazwisko Brooks. To, co zobaczyłam, wydało mi się dziwne. Komputer znalazł dwie osoby o tym nazwisku: Luka i jakiegoś chłopaka o imieniu Jai. Nie miałam czasu wchodzić na niego i patrzeć, kim on jest. Kliknęłam na konto Luka i zobaczyłam adres, szybko sięgnęłam po kartkę i jakiś ołówek, zapisałam wszystko, po czym wyszłam. Schowałam się w tym samym miejscu, co przedtem. Po 2 minutach, na korytarzy, dało się słyszeć znajomy głos Jacka.
- Ale, na prawdę, proszę pani widziałem tam, jakiegoś płaczącego dzieciaka - mówił.
- Może i widziałeś, ale teraz, go ta nie ma. Idź już do domu, Wild - odpowiedziała sekretarka.
- Do widzenia i miłego popołudnia - krzyknął, kiedy kobieta, wchodziła do środka.
Drzwi się zamknęły, a Jack szybko podbiegł do mojej kryjówki. Gdy, już mnie zobaczył, rzucił mi się na szyję.
- Myślałem, że nie wyszłaś stamtąd - oznajmił.
- Zdobyłam - krzyknęłam.

Wychodząc ze szkoły, rozmawialiśmy.
- Co teraz zrobisz? - zapytał.
- Pójdę do niego i zobaczę co się stało - odpowiedziałam.
- Skąd wiesz, że coś się stało?
On miał rację. Tak na prawdę, nie wiedziałam, czy coś się stało. Jednak Luke nie znikałby ze szkoły, kiedy ma do mnie ważną sprawę. To logiczne.
- Bo miał do mnie sprawę - powiedziałam.
- Wiesz, no czasem chłopak nie ...
- Przestań! - przerwałam mu w pół zdania - wiem, że coś się stało. Nie unikałby rozmowy ze mną! - mówiąc to prawie płakałam.
Wydawało się, jakbym starała się przekonać samą siebie.

- Dobrze, przepraszam Ashley - przeprosił Jack - Może odprowadzić cię na przystanek? - zaproponował.
- Nie dzięki. Do jutra - oznajmiłam i sobie poszłam.

Przez całą drogę na przystanek i do domu Luka. Myślałam tylko o Beau i moim chłopaku. Zadawałam sobie, ciągle, te same pytania. Nie miałam, już siły, na to wszystko. Chce, żeby moje życie, było normalne. Mieć chłopaka, całą rodzinę i super przyjaciół. Mój obecny stan na tą chwilę, wyglądał tak:
- Mój chłopak zna, jakiegoś podejrzanego typa.
- Ten typ wie wszystko o mnie i o Luku.
- Mama i tata się rozwodzą.
- Mama popadła w depresję.
- Tata przysyła kasę, ale prawdopodobnie mieszka u kochanki.
- Moi prawdziwi przyjaciele są w Sydney.
- A na jedynego stąd, dzisiaj nakrzyczałam. Chociaż zrobił dla mnie wiele.
Miałam również dziewczyny z mojej klasy (najbardziej Kate). Jednak dawno z nią nie rozmawiałam. Niestety nie wie, o żadnych moich problemach. Tak czy inaczej moje życie się zrujnowało.

Kiedy dotarłam na "dzielnicę Luka", okazało się, że jest tu ładnie. Same domki jednorodzinne, mały super market i plac zabaw z boiskiem do kosza i piłki nożnej. Szukałam domu nr 32. Znajdowało się, ono na końcu ulicy. Budynek nie był za duży, od zewnątrz wydawał się całkiem ładny. Białe ściany, czerwony dach i weranda zbudowana z drewna. Był również garaż, a przed nim stał motor. Wydawał się znajomy. Po chwili już wiedziałam, kto jest jego właścicielem - Beau. Wpadłam w przerażenie, przecież on był zdolny do wszystkiego. Jeśli porwał Luka i teraz, go, właśnie zabija, jego i całą rodzinę, Po głowie chodziły mi same czarne myśli.

----------------------------------------------------------------------------

no i jak wam się podobał kolejny rozdział?

jesteście ciekawi, co będzie dalej?

możecie komentować :)

piątek, 17 października 2014

Rozdział 7

Beau odwiózł mnie prosto do domu. Chociaż powiedział, że pojedziemy w jeszcze jedno miejsce. Może na prawdę, okazał mi swoją łaskę. Nie wiedziałam, tak, na prawdę czy chce mnie chronić przed kimś, czy może uznał mnie za świetną zabawkę. Ale skąd mnie wcześniej znał? Czy mam zamontowane kamery w domu?
- Muszę to jak najszybciej sprawdzić - powiedziałam po cichu, otwierając drzwi do budynku.
Zanim jeszcze weszłam, spojrzałam się za odjeżdżającym Beau na motorze. Nie zastanawiałam się nad tym wcześniej, ale on był przystojny. Miał umięśnioną klatkę piersiową i szczupłe nogi. Twarz była dojrzała i smukła, oczy zielone i posiadał lekki zarost. Kiedy, tak rozmyślałam, poczułam wibrację w kieszeni. Znajdował się tam telefon, pewnie ktoś do mnie dzwonił. Jednak oddzwoniłam do tej osoby, dopiero w domu. To Luke do mnie dzwonił.
- Witam, moje słoneczko - powiedział.
- Hejka - odpowiedziałam, przygnębionym głosem.
- Co jest? - zapytał.
- A ciebie, czemu w szkole nie było? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
Chyba się zdziwił, bo nie odpowiadał przez chwilę.
- Ym no wiesz ... sprawy.
- Jakie? - spytałam oburzona.
- Rodzinne. A ty co taka zła?
- Skąd znasz, jakiegoś "Beau"?
- Co o nim wiesz? Widziałaś go? Skąd go znasz?
- A kto to dla ciebie jest?
- Nikt. Ash muszę kończyć - po tych słowach rozłączył się.
Właśnie w tym momencie, nie mogłam nic powiedzieć. Chyba, jako, że jestem jego dziewczyną, powinien mi o wszystkim mówić. A on, jak zwykle, zamknięty w sobie. Postanowiłam, że oleję tą sprawę. Nie będę, przejmować się kolejną sprawą, która zaraz sama się rozwiążę.

Następnego dnia, kiedy szłam do szkoły, myślałam, jakby tu porozmawiać z tatą. Jednak nie mogłam, tak po prostu zadzwonić i zapytać, czemu to zrobił? Musiałam się z nim spotkać, ale na to nie byłam jeszcze przygotowana. Jeśli bym go zobaczyła, uderzyłabym go, bez wahania. Tak dziwnie to brzmi "uderzyć ojca", ale po tym, co zrobił, uważam, że mu się to należy. Nagle z zamyślenia obudził mnie hałas motoru, jadącego tuż przy krawężniku chodnika. Kierowcą był oczywiście Beau.
- Czego chcesz? - zapytałam, przekrzykując głos silnika motoru.
Po tym pytaniu, kierowca zatrzymał silnik i zdjął kask. Ja też się zatrzymałam, mając dziwne przeczucie, że powinnam iść dalej.
- Wsiadaj podrzucę cię! - powiedział.
- A ty do szkoły nie musisz iść? - zapytałam, bez żadnych emocji.
- Ja, już skończyłem szkołę.
- A studia?
- Nie marudź, tylko wsiadaj.
- W sumie, czemu nie! - odpowiedziałam i podeszłam do niego.
Założyłam kask i pojechaliśmy w stronę szkoły.

Kiedy podjechaliśmy pod szkołę, wszyscy wyglądali na zszokowanych. W sumie brakowało mi takiej uwagi, tylko na mnie. Kiedy oddałam kask i podziękowałam za przejażdżkę, skierowałam się w stronę drzwi głównych. Jak Beau, już pojechał, wszyscy wrócili do czynności z przed mojego przyjazdu. Nagle poczułam, jak, ktoś chwyta mnie za rękę i odwraca.
- Czemu z nim przyjechałaś? - był to Luke.
Nie był wkurzony, bardziej zmartwiony.
- A co cię to interesuję. Ty mi nic nie mówisz, to ja tobie, też nie zamierzam.
- Dobrze, powiem ci wszystko.
Wtem zadzwonił dzwonek.
- Chyba, jednak nic nie powiesz - odpowiedziałam i poszłam schodami do drzwi głównych.

Przez wszystkie lekcje, myślałam, tylko o Luku i o tym, co ma mi do powiedzenia. Powinnam go wysłuchać i przeprosić, za to, co zrobiłam dzisiaj rano. Oczywiście, muszę mu powiedzieć, o dniu, kiedy spotkałam Beau pierwszy raz i kiedy groził, że zrobi coś Lukowi. Kocham go i wiem, że on mnie też. Dlatego nie powinniśmy mieć żadnych sekretów przed sobą.

Kiedy wreszcie, te piekielne lekcje się skończyły, poszłam szukać Luka po szkole. Jednak, nigdzie nie mogłam go znaleźć, ale na jednym z korytarzy, stał kolega mojego chłopaka.
- Hejka, wiesz, gdzie jest Luke? - zapytałam go.
- Poszedł do domu, już dwie lekcję temu - odpowiedział.

Od razu pomyślałam, że coś się stało. Bo Luke sam z siebie, nie mógł wyjść i pójść do domu. On nie lubił tam przebywać, poza tym, miał mi coś ważnego powiedzieć. Nie poszedł by do domu, z tego powodu. Nie lubił unikać poważnych spraw. Postanowiłam, że do niego zadzwonię. Jednak włączała się poczta głosowa. Zaczęłam się martwić, Luke zawsze obiera, nawet, jeśli się myję. Szkoda, że nie znałam jego adresu, ani nawet nie wiedziałam, gdzie mieszka. To dziwne, ale nie zamierzałam się, tym teraz martwić, ani nad, tym zastanawiać. Na pewno w sekretariacie mają, jego adres, ale nie podadzą mi go, od tak. Potrzebny mi był ktoś, kto odwróci uwagę sekretarki. No jasne, Jack! Miałam nadzieję, że znajdę go, jeszcze przed szkołą. Pobiegłam, jak najszybciej umiałam, na dziedziniec. Nie myliłam się, był jeszcze pod szkołą, stał i rozmawiał z jakimiś chłopakami.
Podbiegłam do niego i powiedziałam na ucho:
- Mogę cię prosić o przysługę? - zapytałam.
- Przepraszam chłopaki, ważna sprawa, dokończymy później. Do zobaczenia - powiedział - Dobra, o co chodzi Ashley?
Wiedziałam, że mogę na niego liczyć, ostatnio rzadziej rozmawialiśmy. Ale wiedział, co przeżywam (z mamą i Lukiem).
- Potrzebuję adresu Luka i chce, żebyś zagadał tą kobietę, co pracuje w sekretariacie.
- Ashley, ta kobieta zawsze się na mnie patrzy, tak, jak na jakieś ciastko. Poza tym, co miałbym wymyślić, a jak skłamię i zaciągnie mnie za ucho do dyrektora. To będę miał przechlapane i nie będę miał ucha. Przypominam, ta kobieta jest ponad stu kilowa, więc, jak mnie pociągnie ... - odpowiedział.
- Jack, wymyśl coś, że masz problem i chcesz z kimś pogadać, a skoro gapi się na ciebie, jak na ciasteczko, to, tym lepiej. Jest większa szansa, że ją wyciągniesz - oznajmiłam.
- Dobra, ale masz u mnie duży dług Ashley.
- Dzięki, dzięki, dzięki Jack. Jesteś najlepszy - kiedy to powiedziałam, rzuciłam się mu na szyję.
- Wiem - odpowiedział.
Razem ruszyliśmy do drzwi.

piątek, 3 października 2014

Rozdział 6

Pewnego dnia pod naszą szkołę, podjechał motocykl, na nim siedział, dość wysoki i szczupły mężczyzna. Kiedy zdjął kask, okazało się, że jest, też przystojny. Na pewno był dużo starszy ode mnie, twarz miał szczupłą i pociągłą, włosy ciemno-brązowe, jego oczy koloru zielonego i uśmiech były zabójcze. Obserwując go spod szkoły, doszłam do wniosku, że, może to być chłopak, jednej koleżanki z klasy. One uwielbiały starszych, do tego, to typ Kate, więc może to jej chłopak. Dawno ze sobą nie rozmawiałyśmy, co oznaczało, że wielu rzeczy nie wiedziałam. Jednak ten chłopak, zatrzymał się, stojąc tuż obok mnie, spoglądał na mnie spod swoich okularów przeciwsłonecznych.
- Ty jesteś dziewczyną Luka?-zapytał.
Nic, nie odpowiedziałam, stałam w milczeniu, wpatrując się w niego. Nagle usłyszałam dzwonek, więc zrobiłam krok wstecz i już, chciałam się odwrócić, gdy coś mnie powstrzymało. Ręka chłopaka ściskała moje ramię. Wszyscy idąc w kierunku szkoły, nawet nie zareagowali, żeby mi pomóc. Miałam nadzieję, że zaraz przyjdzie Luke i uratuję mnie przed tym człowiekiem. W ogóle, skąd on znał mojego chłopaka? Jednak, nikt nie przychodził, wybawiać mnie z opresji.
- Ty jesteś dziewczyną Luka? - powtórzył pytanie.
- A co cię to interesuję? - odpowiedziałam.
- U, pyskata, takie lubię - powiedział z uśmiechem.
- Po pierwsze: kim jesteś? Po drugie: skąd znasz Luka? Po trzecie: tak, jestem jego dziewczyną.
- Nie musisz wiedzieć wszystkiego kochanie - kiedy, to mówił, podniósł palcami moją głowę i uśmiechnął się.
- Skoro, nie powinnam, za dużo wiedzieć, to czemu spokojnie nie mogę iść na lekcję, a może po prostu zapytam się Luka, kim jesteś i będzie po sprawie.
- Luka, nie będzie jeszcze przez długi czas, a mnie będziesz widywać codziennie.
- Od razu, mogę ci powiedzieć, żebyś spadał.
- O nie tak szybko, słoneczko. Po szkole jedziesz, gdzieś ze mną.
- Nigdy.
- Chcesz, żeby Lukowi coś się stało, to jedziesz i nie marudzisz. Ja jestem miły, ale do czasu.
To była groźba. Moje serce zamarło, nie pozwoliłabym skrzywdzić Luka, dlatego musiałam się zgodzić, na jego propozycję. Jeśli ten mężczyzna, mógł skrzywdzić mojego chłopaka, to znaczyło, że go, gdzieś przetrzymywał.
- Dobra, pojadę z tobą, gdzieś po lekcjach.Obiecaj, tylko, że nie zrobisz Lukowi krzywdy - powiedziałam.

Przez całe 6 godzin, siedziałam, wpatrując się w okno. Kolega Luka, (jeśli, można go tak nazwać), cały czas stał w jednym miejscu, nie ruszając się. Kiedy usłyszałam dzwonek, który oznaczał, że moja ostatnia lekcja się skończyła. Wtedy, serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi. Szłam przez korytarz do wyjścia, jakbym zaraz miała umrzeć. Kiedy wyszłam z budynku, było już pusto na dziedzińcu. Z jednej strony to, była ulga, ponieważ wszyscy wiedzieli, że chodzę z Lukiem, a, gdybym wsiadła na motor z innym, od razu pomyśleliby, że się puszczam, Natomiast bałam się, że jak jest tak pusto, nie będę miała kogo zawołać, w razie, jakby ten człowiek, chciałby mi coś zrobić. Kiedy podeszłam do niego, od razu zapytałam.
- Dokąd jedziemy?
- Zobaczysz ślicznotko - odpowiedział.
Podał mi kask i zanim go założyłam, powiedział:
- Tylko musisz się mnie mocno trzymać, bo szybko jeżdżę.

Po 1,5 godzinie jazdy, wreszcie dojechaliśmy do miejsca do, którego nigdy bym z własnej woli nie przyszła. Po ulicach walały się śmieci, wszędzie śmierdziało odchodami-nie, tylko zwierząt, ale i ludzi-natomiast, domy były zbudowane jeden obok drugiego. Wydawało mi się, że jesteśmy, jakieś kilka kilometrów, na południe od Melbourne, w miasteczku o nazwie Deston. Tą nazwę, już widziałam w jednej gazecie, pisało tam, wtedy, że jest to jedno z najuboższych miasteczek w Australii. Ale do cholery, co my tu robimy? Może, ten typek tu mieszka?
Kiedy zdjął kask i zsiadł z motoru, zrobiłam to samo. Bez żadnego słowa udał się wprost przed siebie.
- Hej! Dokąd idziemy? - zapytałam
Jednak nie odpowiedział. Szedł tak szybko, że musiałam podbiec do niego.
- Czy uważasz, że to rozsądne, zostawiać tu motor? Tak bez zabezpieczenia?
- Masz rację, głupi pomysł, dlatego zostań przy motorze - odpowiedział.
Dalej szedł, jakby był pewien, że go posłucham. Miał rację, po tym, jak to powiedział, stanęłam i po chwili zawróciłam do motoru. Na dworzu było strasznie zimno, a ja miałam tylko sweter ze sobą. Myślałam, że przez tą całą godzinę, co go nie było, odmrożę sobie dłonie. Jednak, kiedy już wrócił, był zadowolony.
- Co taki szczęśliwy? - zapytałam.
- Bo mam towar - odpowiedział.
- Jaki?
- Pewnie, niedługo się dowiesz - odrzekł, po czym wsiadł na motor i podał mi kask.
- Czy teraz odwieziesz mnie do domu? - znowu zadałam pytanie.
- Myślę, że jeszcze pojedziemy w jedno miejsce, ale teraz ci powiem, że wracamy do Melbourne - oznajmił.
- No, nareszcie jakieś informację, ale kiedy zamierasz mnie odwieść do domu?
- Spokojnie, będziesz o tej porze co zawsze. Twoja mama, nie będzie się denerwować, chociaż, pewnie weźmie tyle tabletek, że nie będzie pamiętać o tym, że ma córkę.
Skąd on wiedział o której wracam do domu?! Jakim cudem wie co się dzieje u mnie w domu? To było przerażające, a jeśli on mnie śledził, od dłuższego czasu. Może był psychopatą.
W tym momencie przeszedł po mnie dreszcz, pełen przerażenia i rozpaczy. Nikogo nie miałam, tak naprawdę. Tata odszedł, mama jest załamana psychicznie, a Luke, gdzieś zaginął. Miałam, jeszcze Jacka, ale nie sądzę, żeby w tej sytuacji się sprawdził. Mogłam polegać i ufać w tym momencie, tylko sobie. Na tą myśl rozpłakałam się. Mojego szlochu, nie dało się nie słyszeć. Dlatego ten "psychopata" odwrócił się do mnie. Myślałam, że krzyknie na mnie, jednak on zszedł z motoru i przytulił mnie. Nie rozumiałam tego, przecież, właśnie tym sposobem pokazał, że ma uczucia. A może to, tylko jego gra? Chce wzbudzić we mnie, jakieś miłe uczucia do niego, ale ja nienawidziłam go z całego serca. Na ten czas obwiniałam go o wszystko, co się wydarzyło w moim życiu.
- Nie! - krzyknęłam i odepchnęłam go od siebie - Przestań!
- O co ci chodzi? - zapytał.
- Znam twój plan!
- Jaki plan? - był na prawdę zdziwiony.
- Chcesz, żebym zaczęła cię lubić.
- Nie, nie obchodzi mnie to, czy mnie lubisz, czy nie, po prostu też mam uczucia i nie jestem obojętny, kiedy widzę, że ktoś płaczę. Wiedziałem, że może cię to wszystko przerosnąć.
- O czym ty mówisz?
- Dobrze, więc nazywam się Beau. I na tę chwilę, wiem, że może to, być ciężkię, ale masz mi zaufać. Na prawdę, nie chce twojej krzywdy.
- Przestań, zachowujesz się, jak typowy psychopata i mówisz, że się mną przejmujesz. Wiesz co, nie wierzę ci! - krzyknęłam.
- Możesz nie wierzyć, ale, taka jest prawda. Na dowód tego odwiozę cię do domu od razu.
- Dobra, chociaż to nie do końca mnie przekonuje.
Po ty jego słowach, uspokoiłam się trochę. Przestałam płakać i wsiadłam na motor, razem z Beau. W tej chwili marzyłam o moim łóżku.




sobota, 20 września 2014

Rozdział 5

Chce wam powiedzieć, że przepraszam jeszcze raz, za to, że rzadko dodaje jakieś rozdziały, Po prostu, czasu mam naprawdę bardzo mało. Jednak w jakimś czasie, staram się wam dodawać rozdziały. Bardzo się ciesze, że ktoś to czyta. I jeśli czekacie na kolejny rozdział "Gry". To możecie w między czasie zaglądać na blog http://suchislifefanfiction.blogspot.com/. Tutaj też rozdziały są dodawane od czasu do czasu. Miłego czasu i jeszcze raz przepraszam.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Przez kilka następnych tygodni Luke i ja spędzaliśmy ze sobą cały wolny czas. Czułam do niego, coś więcej, niż przyjaźń i, z każdym kolejnym przytuleniem, stawałam się bardziej do niego przywiązana, ale równocześnie jeszcze bardziej pragnęłam być z nim. Jednak wiedziałam, że on nie jest we mnie zakochany, trzymał mnie czasami na dystans. Pewnego dnia idąc z nim przez park, w którym odbyło się nasze pierwsze "normalnie" spotkanie. Myślałam, że odtrąca mnie, dlatego, że podoba mu się ktoś inny. Więc, gdy szliśmy, zapytałam się go:
- Podoba ci się ktoś?
- Co to za pytanie? - zdziwił się.
- Normalnie - oznajmiłam.
- Więc, tak podoba mi się jedna osoba - stwierdził.
- Wiedziałam.
- Czyli wiesz kto?
- Chyba się domyślam, to Anabef, ta z twojej klasy?
- Nie - mówiąc to, zaśmiał się - Dam ci wskazówkę, dziewczyna ta, chodzi ze mną do szkoły, ale nie do mojej klasy, jednak jest w moim roczniku. Ma śliczne niebieskie oczy i cudny uśmiech.
- Dużo jest takich dziewczyn - stwierdziłam z irytacją.
Nagle Luke zatrzymał się, stanął przede mną i zapytał:
- A Tobie, kto się podoba?
- Pierwsza cię zapytałam, poza tym pewnie i tak wiesz.
- To na pewno Jack - powiedział z uśmiechem.
- Przestań - mówiąc to, lekko uderzyłam go w ramię - to tylko mój dobry przyjaciel.
- No, przecież wiem, droczę się tylko.
- Nie zmieniaj tematu. Mów kto ci się podoba!
- Ta dziewczyna, spędza jako jedyna najwięcej czasu ze mną i tylko ona, odkryła prawdziwego mnie i tylko ona, ze mną rozmawia, jeśli chodzi o dziewczyny. Tylko, myślę, że jej podoba się ktoś inny - mówiąc to, uśmiechnął się, oczekując, tym samym na moją odpowiedź.
W tym momencie, byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Wiem, brzmi to banalnie, ale tak, właśnie było. Chciałam od razu odpowiedzieć tak, że chce z nim być. Jednak, postanowiłam zrobić mu psikusa.
- Przykro mi - zaczęłam ze smutną miną i zamkniętymi oczami - ale - lekko się uśmiechnęłam i spoglądając w dół, otworzyłam jedno oko - musisz wiedzieć, że moim ideałem - to mówiąc spojrzałam na niego. 
Jego oczy były smutne, a minę miał zdziwioną, jednak dokończyłam swoją wypowiedź.
- Jest Luke Brooks.
Gdy to usłyszał, od razu powiedział:
- Więc zrobię, to co chciałem od dawna.
W tym momencie, położył obie swoje dłonie na mojej twarzy i pocałował mnie. Nastała chwila na, którą, on i ja czekaliśmy od dawna, nasze wszystkie myśli, w jednej chwili zniknęły, poświęcając wszystkie żywe komórki na nasz pierwszy pocałunek. Gdy nasze usta się od siebie odkleiły, pomyślałam, że trzymał mnie na dystans, bo myślał, że jak się zbliżę, to odkryje, że mu się podobam.
- Czyli mogę cię nazywać "moim chłopakiem"? - zapytałam.
- Pewnie "moja dziewczyno" - odpowiedział.
Następnie złapał mnie za rękę i dalej szliśmy. Luke miał odprowadzić mnie pod dom. Jednak pod samym blokiem spytałam:
- Wejdziesz?
- A twoja mama?
- Pewnie w pracy.
Weszliśmy na ostatnie 10 piętro, gdzie znajdowało się moje mieszkanie. Gdy otwierałam drzwi, poczułam, że zamek już, był otwarty, ale nie powiedziałam nic Lukowi. Kiedy weszłam do salonu, moim oczom ukazał się straszny widok. Wszystko wyglądało, jak z jakiegoś najgorszego filmu. Jak podeszłam bliżej zobaczyłam, że w kuchni na podłodze, siedziała moja mama. Była skulona, wyglądała, jakby się czegoś bała. Kuchnia też nie była w najlepszym stanie, na podłodze, było pełno różnych przypraw i słoików. Na blatach było pełno wody, talerzy i pełno garnków. Jedyne co mnie pocieszało, że sztućce leżały na swoich miejscu. W salonie leżało pełno książek, kwiaty i woda z wazonu, były na naszych pięknych panelach, natomiast sofa leżała do góry nogami. Luke od razu podbiegł do mamy i podniósł ją na nogi. Ja stałam, jak słup, byłam, tak zaskoczona i przerażona.

Po 10 minutach doszłam do siebie, gdy zostałam doprowadzona na kanapę, mój chłopak przytulił mnie i powiedział, że mama śpi u siebie i prawdopodobnie wzięła, jakieś tabletki.
- Myślałam, że ona, już się pogodziła z odejściem taty - oznajmiłam - przez, co najmniej tydzień był spokój.
- Powinnaś zapisać, ją do psychologa - odpowiedział.
- Zostaniesz ze mną? - zapytałam.
- Dobrze, tylko zadzwonię do mamy i ją uprzedzę, że zostanę na noc, u swojej dziewczyny.
Wiem, że powiedział to, by wywołać uśmiech na mojej twarzy. Niestety w obecnej sytuacji, nawet to mi nie pomogło, jednak cieszyłam się, że nie będę sama, przez kolejne kilkanaście godzin. Noc zapowiada się spokojnie, wydawało mi się, że moja mamusia, powinna obudzić się, dopiero za 24 - godziny. W tym czasie, kiedy Luke dzwonił, ja trochę ogarnęłam kuchnię i salon. Jego matka zgodziła się na nocowanie, co wprawiło mnie w radość. Dochodziła, właśnie 20:00, siedziałam w objęciach chłopaka, który mi się podoba, nic do siebie nie mówiliśmy. Jednak on w pewnej chwili, zapytał się:
- Mogę cię pocałować?
- Nie pytaj się o to, wole, jak robisz to spontanicznie, jak w parku dzisiaj.
- To przybliż się do mnie - powiedział z uśmiechem.
Wykonałam polecenie, a on delikatnie dotknął dłonią, mojego policzka, aż dreszcze mi przeszły po ciele. Dotknęliśmy się ustami i całowaliśmy przez około 5 minut, Luke był kochany. To mój pierwszy chłopak i kocham, go, jak szalona
- Kocham cię - powiedziałam.
- Ja ciebie też - odpowiedział.

niedziela, 7 września 2014

Rozdział 4

Ranek, chyba najgorsza pora dnia, jednak w moim przypadku, było jeszcze gorzej. Spałam tylko 3 godziny, bo cały czas bałam się o mamę. Miałam wrażenie, że zaraz odbierze sobie życie. Na szczęście przez całą noc spała, a ja siedziałam do 3:00 czuwając. Teraz, gdy jest 6;00, ja wyglądam, jak zombie. W łazience, przy myciu zębów spojrzałam na siebie w lustrze. Moje oczy oczy wyglądały, jak śliwki, były sine i całe spuchnięte (przez płacz). Włosy totalny chaos, nawet nie wiem, czy da się to rozczesać. Skóra, była blada i mokra od potu. Na ustach, można, było dostrzec fragmenty wczorajszej szminki. Cieszyłam się, że nie użyłam tuszu. Pół godziny zajęło mi dojście do stanu z przed 24-godzin. Nie wiedziałam, o której przyjdzie Luke, ani czy w ogóle trafi. Nie szłabym dzisiaj do szkoły, gdyby nie on, miałam ochotę pilnować mamy dzień i noc, ale wiem, że wolałaby, gdybym chodziła do szkoły. Śniadanie w dzisiejszym wykonaniu, było dość proste-kawa. Dawała dużo energii, a tego potrzebuję. Dzisiaj jest pochmurny, termometr pokazuje 15 stopni, wydaje się, że, będzie padać, dlatego spakowałam, ze sobą parasolkę. Gdy tak stałam i wpatrywałam się w niebo, zaczęłam zastanawiać się, co tak naprawdę pociąga mnie w Luku? Był bardzo przystojny i dobrze zbudowany, nie uczył się bardzo dobrze, ale też nie najgorzej. Był raczej cichy i spokojny, przynajmniej ja go takiego znam. Nic, więcej o nim  nie wiedziałam, co trochę mnie martwiło. Może, to, ta tajemniczość mnie pociąga? Nie mogłam w myślach odpowiedzieć, na to pytanie, bo usłyszałam swój dzwonek w telefonie. Na wyświetlaczy pokazał się numer Luka. Pomyślałam sobie, zanim odebrałam, że, pewnie nie przyjdzie i zaraz wciśnie mi jakąś wymówkę, ale po czwartym sygnale odebrałam.
- Za ile będziesz? - zapytałam z nutą znudzenia.
- Właściwie, to już czekam pod blokiem - odpowiedział.
Zdziwiła mnie ta informacja, a wręcz zszokowała. To, było dziwne, że znał mój adres, ale trudno. Ubrałam na siebie bluzę i założyłam plecak. Po niecałych 5 minutach, byłam na dole budynku, a on czekał na zewnątrz. Podeszłam do niego i przywitałam się:
- Hej
- Hejka - odpowiedział - To co do szkoły? Czy może wagary?
Wagary wydawały się fajną opcją, niestety teraz, nie mogę dokładać mamie zmartwień.
- Do szkoły - odparłam
Przez co najmniej 10 minut szliśmy w milczeniu, aż nagle Luke je przerwał i zapytał:
- To, jak ci minęła noc?
- Szczerze? To cały czas się bałam o ... - i tak opowiedziałam mu trochę o moim poranku i o moich obawach w stosunku do mamy. Słuchał tego wszystkiego w milczeniu, a, gdy skończyłam powiedział:
- Myślę, że powinnaś przez, jakiś czas nie mieć kontaktów z ojcem. Lepiej dla ciebie, żebyś oszczędziła sobie kolejnych łez. Też w dzieciństwie, miałem przykre doświadczenia przez ojca, ale nie chce o tym mówić. Po prostu posłuchaj mnie.
Było to miłe, że zaczyna mi bardziej ufać, byłam jedną z nielicznych osób, które należały do "kręgu zaufania Luka Brooksa". Przez resztę drogi znowu szliśmy w ciszy, gdy dotarliśmy do głównego dziedzińca przed szkołą, odwróciłam się twarzą do niego i powiedziałam:
- Tylko nie mów o tym nikomu.
- Trochę zaufania Ashley - odpowiedział
Po czym, rozpłakałam się, a on na to odparł:
- Nie ma co płakać, to, tylko szkoła
W tym momencie jednocześnie śmiałam się i płakałam, a Luke mnie przytulił. Czułam, że to nie było, jak przyjaciółkę, albo, jak siostrę. To, co poczułam, to była miłość i on, z, taką miłością mnie przytulał.
Jak swoją dziewczynę.


----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, jeśli trochę długo czekacie na nowy rozdział, naprawdę mam bardzo mało wolnego czasu. Mam masę obowiązków, związane ze szkołą, a, nawet, jak, już znajdę ten czas, to zwykle jestem, już, bardzo zmęczona. Więc za wszystkie opóźnienia przepraszam i postaram się dodawać więcej. :)

sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział 3

Gdy wróciłam do domu, czekała tam, już na mnie mama z nie miłą wiadomością. Widziałam, że jej oczy są spuchnięte, co oznaczało, że długo i intensywnie płakała. Zastanawiałam się, jaka informacja doprowadziła, ją do, takiego stanu. Moja mama rzadko płakała. Nawet na pogrzebach, nie wylewały się z niej łzy. Gdy podeszłam do niej bliżej, ona wytarła chusteczką oczy. Udawała, że jest silna, ale ja wiedziałam, że, tak naprawdę. jest inaczej. Była delikatna, jak róża, jednak wszystko dusiła w sobie, a to było złe.

- Mamo, co się dzieję? - zapytałam i podeszłam do niej.
- Córeczko, musimy porozmawiać - zaczęła - nie wiem, czy zauważyłaś, ale twój tata ostatnio ciągle wyjeżdżał w delegację, jednak okazało się, że on, po prostu jeździł sobie, do tej lafiryndy, tej jego kochanki - gdy to wypowiedziała, nagle wstąpiła w nią jakaś furia. Wzięła z kuchni talerze i zaczęła nimi rzucać o ziemię, zrobiła tak z całą porcelanową zastawą, którą dostała od ojca na urodziny. Dobrze, że mieliśmy, jeszcze te z Ikei, na, których moja mama lubiła jeść i tylko o uchroniło je przed zniszczeniem. Jednak, gdy przyswoiłam w mózgu informację o tłuczonych rzeczach, to ogarnęło mnie dziwne uczucie. Dopiero chwilę po incydencie, doszło do mnie, co się wydarzyło. To, było jak uderzenie pioruna. Szybkie,bolesne i trudne do naprawienia. To, było nie możliwe, żeby mój tatuś miał inną. Emocje, które we mnie szalały były nie do opisania. Pełne bólu, krzyku, rozpaczy, a przede wszystkim gniewu. Jednak postanowiłam, być silna dla mamy i stłumiłam wszystkie emocje w sobie, dopiero, po czasie zorientowałam się, jakie to, było złe.

Podeszłam do mamy, objęłam ją i pociągnęłam za barki do góry, tak, aby wstała. Pierwszy raz w życiu widziałam ją, tak roztrzęsioną i nie mającej chęci do życia, gdyby nie ja, pewnie popełniłaby samobójstwo. Spokojnie zaprowadziłam ją do sypialni i siedziałam na łóżku, czekając, aż zaśnie. Gdy to się stało, poszłam do kuchni i zaczęłam myśleć:
 Czy tata się, już wyprowadził?
 Czy mama spakowała, już jego rzeczy?
 Jak mama się o tym dowiedziała?
 Czy tata się do niej, jeszcze odezwie?
 Czemu on nas zostawił?
 Czemu zdradził moją mamę?
Te pytania chodziły mi po głowie,nie miałam jednak odwagi dzwonić do taty. Myślę, że mama sama mi to powie, jak, będzie gotowa. Wyjęłam telefon z kieszeni i  zobaczyłam sms od Luka, gdyby nie cała, ta sprawa z tatą, teraz siedziałabym tu z mamą, pijąc gorącą herbatę. Opowiadałabym, jak mi minął dzień. A ten, minął mi fantastycznie, Luke jest najlepszym chłopakiem jakiego spotkałam. I, gdy, tylko zobaczyłam na ekranie jego imię, to serce zaczęło mi szybciej bić, sms, był o treści:
"Hejka, jak ci tam mija wieczorek?". Niby taka mała wiadomość, a cieszy. Wydaje mi się, że mogę mu opowiedzieć o wszystkim. Jednak, czy to, co przytrafiło mi się dzisiejszego wieczoru, można zaliczyć do "tego wszystkiego". Postanowiłam, że zaryzykuję i odpisze mu:
"Wieczorek mija strasznie"
Odpisał od razu:
"Co jest?"
Więc opowiedziałam mu o wszystkim, co wydarzyło się, tego wieczoru. Zauważyłam, że odczytał, ale nie odpisał. Co, to mogło znaczyć? Jednak, gdy, tylko usłyszałam swój dzwonek, wiedziałam, że to on.
- Jak tam się czujesz? - powiedział Luke
Gdy usłyszałam jego głos, poczułam się bezpiecznie.
- Nie umiem ci powiedzieć - odparłam
- Czemu? - zapytał
- Bo, nie myślę teraz o sobie, tylko o mamie, boję się, że wpadnie w depresję. Zastanawiam się, czemu tobie to mówię, a nie Jackowi.
- Kto to Jack?
- Mój bardzo dobry kolega, właściwie traktuję go, jak brata i o wszystkim mu mówię.
- To udawaj, że ja to on. Co byś mu powiedziała?
- Hm... okej. Więc, zaczęłabym od tego, że się martwię, o to czy sobie poradzimy z mamą same i opowiedziałabym, o tym, że zastanawia mnie, czy mama i tata mieli wcześniej problemy, a tylko udawali.
- Przyjdę jutro po ciebie i pójdziemy razem do szkoły.
- Nie musisz.
- Ale chcę, będziesz się mogła wyżalić.
- To wszystko jest bardzo dziwne, przecież znamy się bardzo krótko
- A ja chcę spędzić z tobą resztę życia - i tymi słowami Luke skończył naszą rozmowę.


poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 2

Mijały tygodnie, zaczęłam przyzwyczajać się do szkoły i towarzystwa. Gdy na korytarzach mijałam się z Lukiem nasz wzrok zawsze się spotykał, jednak żadne z nas nie miało odwagi, żeby coś powiedzieć.

 Pewnego popołudnia, gdy wszyscy byliśmy w parku na lunchu, usłyszeliśmy muzykę. Okazało się, że dzisiaj jest festyn z okazji Dnia ucznia (nawet nie wiedziałam, że jest takie święto). Nagle, jakiś chłopak krzyknął, że impreza jest po drugiej stronie parku.Na początku nie chciałam tam iść, ale, jak zobaczyłam, że moje przyjaciółki idą to postanowiłam, że też pójdę. Gdy tak szłam otoczona przez grupkę moich kolegów z klasy, zaczęłam myśleć. Miałam tyle przemyśleń w głowie, że powinnam już dawno wybuchnąć. Cały czas dręczyło mnie pytanie: Czemu znam tak mało osób? Moje jedyne towarzystwo to: Kate, Charlie, Jenny, Mama i Jack(chyba jedyna osoba, której mogłam powiedzieć wszystko). Był to chłopak z mojej szkoły. Miał krótkie brązowe włosy i nosił okulary, świetnie mi się z nim gadało. Inne dziewczyny dziwiły się, że się z nim zadaje. Jack nie był jednym z tych przystojniaków, którzy mieli takie powodzenie u nastolatek. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że wygląda na "kujona". Jednak on nie uczył się dobrze, miał pełno zaległości i spóźnień. Wydaje mi się, że było to przez jego rodziców. Nie spędzali z nim czasu, byli zajęci pracą, ale Jack nie był rozpuszczonym dzieckiem, tak, jak większość. Chodziliśmy do szkoły prywatnej, więc nie trzeba, było się dziwić, że wszyscy są tu rozpieszczeni, wkurzało mnie to.

Właśnie ujrzałam po drugiej stronie niewielkiego jeziora, ludzi chodzących na szczudłach i uświadomiłam sobie, że trochę się zamyśliłam. Nie zauważyłam nawet, że przyjaciółki, już ode mnie poszły. Teraz, gdy szłam wśród nieznajomych ludzi  ze szkoły postanowiłam, że stanę, żeby ten cały tłum mnie ominął i wtedy mogłabym iść spokojnie sama na tyłach. Ten plan udałby mi się, gdyby nie Jack, który zauważył moje zniknięcie.
- Co ty tak sama, tu na końcu idziesz? - zapytał.
- Zgubiłam dziewczyny, a wiesz,że nie lubię przebywać sama w tłumie nieznajomych - odpowiedziałam mu.
- Przecież to są ludzie ze szkoły - odrzekł.
- Wiesz, to, że ty znasz wszystkich, nie znaczy, że ja też.
Chociaż znałam większość z widzenia lub też z Facebooka.
- Ej, ale przecież znasz jeszcze Luka - dodał po chwili.
Teraz zauważyłam, że nigdzie go dzisiaj nie widziałam, ale w sumie po co mi on był? I tak nie rozmawiamy ze sobą od czasu naszego pierwszego spotkania.
- No i, co z tego?! - oburzyłam się.
- Dobra, przepraszam Ashley. Spędźmy te popołudnie najfajniej jak się da - powiedział.
Jack był najlepszym przyjacielem, jakiego do tej pory miałam.

Na festynie było fantastycznie, pełno: kolorów, jedzenia, muzyki i różnych atrakcji. Cały ten czas spędzałam z dziewczynami. W między czasie kupiłam sobie watę cukrową, którą jadłam, kiedy szłam z Kate na spacer dookoła jeziorka. Gdy, tak szłyśmy, spotkałyśmy magika, akurat skończył robić sztuczki dla, jakiś dzieciaków. Więc podeszłyśmy, bliżej do niego. Rozejrzałam się, czy jest tutaj ktoś z naszej szkoły, oprócz nas. Zobaczyłam, że kilkanaście metrów za nami stała grupka chłopaków, a w niej, był Luke. Natomiast zza zakrętu widziałam Jacka i jego przyjaciela Robina. Nagle Kate klepnęła mnie w rękę, co oznaczało, że mam się odwrócić i patrzeć. Magik, był nie wiele starszy od nas i wyglądał, jakby wyszedł z pogrzebu. Oczywiście, jak, każdy z nich. Pokazał nam kilka sztuczek, a na koniec wyczarował dla mnie różę, gdy, już skończył swój pokaz, odwróciłam się i zobaczyłam, że Luke się na mnie patrzy i się uśmiecha. Odwzajemniłam uśmiech, a on mi pomachał, więc zaczęłam iść w jego kierunku. Kate, która stała za mną zawołała:
- Ashley, gdzie idziesz?!
Gdy stałam przed nim, jego koledzy momentalnie sobie poszli.
- Przejdziemy się? - zapytał Luke.
- Okej, tylko wyśle sms do Kate - odpowiedziałam i wskazałam na nią.
Moja wiadomość wyglądała tak:
"Nie czekaj na mnie, zadzwonię wieczorem".
Odpowiedź dostałam po sekundzie:
"Dobrze, tylko uważaj na niego".
Strasznie się zdziwiłam, gdy to odczytałam. Czy to możliwe, żeby Kate znała Luka?
Jednak nie chciałam się dłużej nad tym zastanawiać, stwierdziłam, że zapytam ją później.
- To chodźmy - odrzekłam.

- A, więc przepraszam cię - zaczął rozmowę Luke - za, tamtą sytuację na schodach. Byłaś nowa, a ja nie za bardzo wiem, o czym rozmawiać z ludźmi i to, dlatego się tak zachowałem.
- Przyjmuję przeprosiny.
- Może pójdziemy na karuzelę? - zapytał.
- Z chęcią, ciężko się przyznać, ale kocham karuzelę, więc, wiem to dziecinne ...
- Dokładnie tak samo jak ja. - powiedział, przerywając mi w pół zdania.

Nasza reszta popołudnia, była idealna. Byliśmy na pięciu dmuchanych zjeżdżalniach, oraz zrobiliśmy sobie zdjęcie z klaunem. Na koniec wypiliśmy po koktajlu truskawkowym i wtedy udaliśmy się do wyjścia. Niestety, nasza podróż kończyła się przed parkiem, ponieważ on mieszkał na obrzeżach Melbourne, a ja w  centrum. Teraz zobaczyłam, że, było już wpół do szóstej, wieczorem i wyszło na to, że wszyscy nie poszli na lekcje po lunchu. Zastanawiam się, co będzie jutro w szkole, ale teraz to nie jest najważniejsze. Muszę się skupić na, tym, co się dzieję tu i teraz. A teraz, żegnam się z Lukiem.
- To było niesamowite popołudnie, musimy to powtórzyć - powiedział.
- Pewnie - odpowiedziałam - ale, wydaje mi się, że, jak jutro zobaczymy się na korytarzu o znowu się na siebie, tylko spojrzymy i pójdziemy dalej. Nawet nie zamieniając, ze sobą słowa.
- Nie prawda, jestem pewien, że tak nie będzie - po chwili dodał - poza tym, ja się na ciebie nie patrzę.
- Jak to nie? Twierdzisz, że to ja się patrzę, a ty tylko mi odpowiadasz?
- Dokładnie.
I w ten sposób wybuchnęliśmy śmiechem. Nie chcieliśmy się żegnać ale to trzeba było zrobić. Luke zaczął pierwszy:
- Do widzenia Ashley Biel.
- Do zobaczenia Luke Brooks.