poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 2

Mijały tygodnie, zaczęłam przyzwyczajać się do szkoły i towarzystwa. Gdy na korytarzach mijałam się z Lukiem nasz wzrok zawsze się spotykał, jednak żadne z nas nie miało odwagi, żeby coś powiedzieć.

 Pewnego popołudnia, gdy wszyscy byliśmy w parku na lunchu, usłyszeliśmy muzykę. Okazało się, że dzisiaj jest festyn z okazji Dnia ucznia (nawet nie wiedziałam, że jest takie święto). Nagle, jakiś chłopak krzyknął, że impreza jest po drugiej stronie parku.Na początku nie chciałam tam iść, ale, jak zobaczyłam, że moje przyjaciółki idą to postanowiłam, że też pójdę. Gdy tak szłam otoczona przez grupkę moich kolegów z klasy, zaczęłam myśleć. Miałam tyle przemyśleń w głowie, że powinnam już dawno wybuchnąć. Cały czas dręczyło mnie pytanie: Czemu znam tak mało osób? Moje jedyne towarzystwo to: Kate, Charlie, Jenny, Mama i Jack(chyba jedyna osoba, której mogłam powiedzieć wszystko). Był to chłopak z mojej szkoły. Miał krótkie brązowe włosy i nosił okulary, świetnie mi się z nim gadało. Inne dziewczyny dziwiły się, że się z nim zadaje. Jack nie był jednym z tych przystojniaków, którzy mieli takie powodzenie u nastolatek. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że wygląda na "kujona". Jednak on nie uczył się dobrze, miał pełno zaległości i spóźnień. Wydaje mi się, że było to przez jego rodziców. Nie spędzali z nim czasu, byli zajęci pracą, ale Jack nie był rozpuszczonym dzieckiem, tak, jak większość. Chodziliśmy do szkoły prywatnej, więc nie trzeba, było się dziwić, że wszyscy są tu rozpieszczeni, wkurzało mnie to.

Właśnie ujrzałam po drugiej stronie niewielkiego jeziora, ludzi chodzących na szczudłach i uświadomiłam sobie, że trochę się zamyśliłam. Nie zauważyłam nawet, że przyjaciółki, już ode mnie poszły. Teraz, gdy szłam wśród nieznajomych ludzi  ze szkoły postanowiłam, że stanę, żeby ten cały tłum mnie ominął i wtedy mogłabym iść spokojnie sama na tyłach. Ten plan udałby mi się, gdyby nie Jack, który zauważył moje zniknięcie.
- Co ty tak sama, tu na końcu idziesz? - zapytał.
- Zgubiłam dziewczyny, a wiesz,że nie lubię przebywać sama w tłumie nieznajomych - odpowiedziałam mu.
- Przecież to są ludzie ze szkoły - odrzekł.
- Wiesz, to, że ty znasz wszystkich, nie znaczy, że ja też.
Chociaż znałam większość z widzenia lub też z Facebooka.
- Ej, ale przecież znasz jeszcze Luka - dodał po chwili.
Teraz zauważyłam, że nigdzie go dzisiaj nie widziałam, ale w sumie po co mi on był? I tak nie rozmawiamy ze sobą od czasu naszego pierwszego spotkania.
- No i, co z tego?! - oburzyłam się.
- Dobra, przepraszam Ashley. Spędźmy te popołudnie najfajniej jak się da - powiedział.
Jack był najlepszym przyjacielem, jakiego do tej pory miałam.

Na festynie było fantastycznie, pełno: kolorów, jedzenia, muzyki i różnych atrakcji. Cały ten czas spędzałam z dziewczynami. W między czasie kupiłam sobie watę cukrową, którą jadłam, kiedy szłam z Kate na spacer dookoła jeziorka. Gdy, tak szłyśmy, spotkałyśmy magika, akurat skończył robić sztuczki dla, jakiś dzieciaków. Więc podeszłyśmy, bliżej do niego. Rozejrzałam się, czy jest tutaj ktoś z naszej szkoły, oprócz nas. Zobaczyłam, że kilkanaście metrów za nami stała grupka chłopaków, a w niej, był Luke. Natomiast zza zakrętu widziałam Jacka i jego przyjaciela Robina. Nagle Kate klepnęła mnie w rękę, co oznaczało, że mam się odwrócić i patrzeć. Magik, był nie wiele starszy od nas i wyglądał, jakby wyszedł z pogrzebu. Oczywiście, jak, każdy z nich. Pokazał nam kilka sztuczek, a na koniec wyczarował dla mnie różę, gdy, już skończył swój pokaz, odwróciłam się i zobaczyłam, że Luke się na mnie patrzy i się uśmiecha. Odwzajemniłam uśmiech, a on mi pomachał, więc zaczęłam iść w jego kierunku. Kate, która stała za mną zawołała:
- Ashley, gdzie idziesz?!
Gdy stałam przed nim, jego koledzy momentalnie sobie poszli.
- Przejdziemy się? - zapytał Luke.
- Okej, tylko wyśle sms do Kate - odpowiedziałam i wskazałam na nią.
Moja wiadomość wyglądała tak:
"Nie czekaj na mnie, zadzwonię wieczorem".
Odpowiedź dostałam po sekundzie:
"Dobrze, tylko uważaj na niego".
Strasznie się zdziwiłam, gdy to odczytałam. Czy to możliwe, żeby Kate znała Luka?
Jednak nie chciałam się dłużej nad tym zastanawiać, stwierdziłam, że zapytam ją później.
- To chodźmy - odrzekłam.

- A, więc przepraszam cię - zaczął rozmowę Luke - za, tamtą sytuację na schodach. Byłaś nowa, a ja nie za bardzo wiem, o czym rozmawiać z ludźmi i to, dlatego się tak zachowałem.
- Przyjmuję przeprosiny.
- Może pójdziemy na karuzelę? - zapytał.
- Z chęcią, ciężko się przyznać, ale kocham karuzelę, więc, wiem to dziecinne ...
- Dokładnie tak samo jak ja. - powiedział, przerywając mi w pół zdania.

Nasza reszta popołudnia, była idealna. Byliśmy na pięciu dmuchanych zjeżdżalniach, oraz zrobiliśmy sobie zdjęcie z klaunem. Na koniec wypiliśmy po koktajlu truskawkowym i wtedy udaliśmy się do wyjścia. Niestety, nasza podróż kończyła się przed parkiem, ponieważ on mieszkał na obrzeżach Melbourne, a ja w  centrum. Teraz zobaczyłam, że, było już wpół do szóstej, wieczorem i wyszło na to, że wszyscy nie poszli na lekcje po lunchu. Zastanawiam się, co będzie jutro w szkole, ale teraz to nie jest najważniejsze. Muszę się skupić na, tym, co się dzieję tu i teraz. A teraz, żegnam się z Lukiem.
- To było niesamowite popołudnie, musimy to powtórzyć - powiedział.
- Pewnie - odpowiedziałam - ale, wydaje mi się, że, jak jutro zobaczymy się na korytarzu o znowu się na siebie, tylko spojrzymy i pójdziemy dalej. Nawet nie zamieniając, ze sobą słowa.
- Nie prawda, jestem pewien, że tak nie będzie - po chwili dodał - poza tym, ja się na ciebie nie patrzę.
- Jak to nie? Twierdzisz, że to ja się patrzę, a ty tylko mi odpowiadasz?
- Dokładnie.
I w ten sposób wybuchnęliśmy śmiechem. Nie chcieliśmy się żegnać ale to trzeba było zrobić. Luke zaczął pierwszy:
- Do widzenia Ashley Biel.
- Do zobaczenia Luke Brooks.

1 komentarz: