piątek, 17 października 2014

Rozdział 7

Beau odwiózł mnie prosto do domu. Chociaż powiedział, że pojedziemy w jeszcze jedno miejsce. Może na prawdę, okazał mi swoją łaskę. Nie wiedziałam, tak, na prawdę czy chce mnie chronić przed kimś, czy może uznał mnie za świetną zabawkę. Ale skąd mnie wcześniej znał? Czy mam zamontowane kamery w domu?
- Muszę to jak najszybciej sprawdzić - powiedziałam po cichu, otwierając drzwi do budynku.
Zanim jeszcze weszłam, spojrzałam się za odjeżdżającym Beau na motorze. Nie zastanawiałam się nad tym wcześniej, ale on był przystojny. Miał umięśnioną klatkę piersiową i szczupłe nogi. Twarz była dojrzała i smukła, oczy zielone i posiadał lekki zarost. Kiedy, tak rozmyślałam, poczułam wibrację w kieszeni. Znajdował się tam telefon, pewnie ktoś do mnie dzwonił. Jednak oddzwoniłam do tej osoby, dopiero w domu. To Luke do mnie dzwonił.
- Witam, moje słoneczko - powiedział.
- Hejka - odpowiedziałam, przygnębionym głosem.
- Co jest? - zapytał.
- A ciebie, czemu w szkole nie było? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
Chyba się zdziwił, bo nie odpowiadał przez chwilę.
- Ym no wiesz ... sprawy.
- Jakie? - spytałam oburzona.
- Rodzinne. A ty co taka zła?
- Skąd znasz, jakiegoś "Beau"?
- Co o nim wiesz? Widziałaś go? Skąd go znasz?
- A kto to dla ciebie jest?
- Nikt. Ash muszę kończyć - po tych słowach rozłączył się.
Właśnie w tym momencie, nie mogłam nic powiedzieć. Chyba, jako, że jestem jego dziewczyną, powinien mi o wszystkim mówić. A on, jak zwykle, zamknięty w sobie. Postanowiłam, że oleję tą sprawę. Nie będę, przejmować się kolejną sprawą, która zaraz sama się rozwiążę.

Następnego dnia, kiedy szłam do szkoły, myślałam, jakby tu porozmawiać z tatą. Jednak nie mogłam, tak po prostu zadzwonić i zapytać, czemu to zrobił? Musiałam się z nim spotkać, ale na to nie byłam jeszcze przygotowana. Jeśli bym go zobaczyła, uderzyłabym go, bez wahania. Tak dziwnie to brzmi "uderzyć ojca", ale po tym, co zrobił, uważam, że mu się to należy. Nagle z zamyślenia obudził mnie hałas motoru, jadącego tuż przy krawężniku chodnika. Kierowcą był oczywiście Beau.
- Czego chcesz? - zapytałam, przekrzykując głos silnika motoru.
Po tym pytaniu, kierowca zatrzymał silnik i zdjął kask. Ja też się zatrzymałam, mając dziwne przeczucie, że powinnam iść dalej.
- Wsiadaj podrzucę cię! - powiedział.
- A ty do szkoły nie musisz iść? - zapytałam, bez żadnych emocji.
- Ja, już skończyłem szkołę.
- A studia?
- Nie marudź, tylko wsiadaj.
- W sumie, czemu nie! - odpowiedziałam i podeszłam do niego.
Założyłam kask i pojechaliśmy w stronę szkoły.

Kiedy podjechaliśmy pod szkołę, wszyscy wyglądali na zszokowanych. W sumie brakowało mi takiej uwagi, tylko na mnie. Kiedy oddałam kask i podziękowałam za przejażdżkę, skierowałam się w stronę drzwi głównych. Jak Beau, już pojechał, wszyscy wrócili do czynności z przed mojego przyjazdu. Nagle poczułam, jak, ktoś chwyta mnie za rękę i odwraca.
- Czemu z nim przyjechałaś? - był to Luke.
Nie był wkurzony, bardziej zmartwiony.
- A co cię to interesuję. Ty mi nic nie mówisz, to ja tobie, też nie zamierzam.
- Dobrze, powiem ci wszystko.
Wtem zadzwonił dzwonek.
- Chyba, jednak nic nie powiesz - odpowiedziałam i poszłam schodami do drzwi głównych.

Przez wszystkie lekcje, myślałam, tylko o Luku i o tym, co ma mi do powiedzenia. Powinnam go wysłuchać i przeprosić, za to, co zrobiłam dzisiaj rano. Oczywiście, muszę mu powiedzieć, o dniu, kiedy spotkałam Beau pierwszy raz i kiedy groził, że zrobi coś Lukowi. Kocham go i wiem, że on mnie też. Dlatego nie powinniśmy mieć żadnych sekretów przed sobą.

Kiedy wreszcie, te piekielne lekcje się skończyły, poszłam szukać Luka po szkole. Jednak, nigdzie nie mogłam go znaleźć, ale na jednym z korytarzy, stał kolega mojego chłopaka.
- Hejka, wiesz, gdzie jest Luke? - zapytałam go.
- Poszedł do domu, już dwie lekcję temu - odpowiedział.

Od razu pomyślałam, że coś się stało. Bo Luke sam z siebie, nie mógł wyjść i pójść do domu. On nie lubił tam przebywać, poza tym, miał mi coś ważnego powiedzieć. Nie poszedł by do domu, z tego powodu. Nie lubił unikać poważnych spraw. Postanowiłam, że do niego zadzwonię. Jednak włączała się poczta głosowa. Zaczęłam się martwić, Luke zawsze obiera, nawet, jeśli się myję. Szkoda, że nie znałam jego adresu, ani nawet nie wiedziałam, gdzie mieszka. To dziwne, ale nie zamierzałam się, tym teraz martwić, ani nad, tym zastanawiać. Na pewno w sekretariacie mają, jego adres, ale nie podadzą mi go, od tak. Potrzebny mi był ktoś, kto odwróci uwagę sekretarki. No jasne, Jack! Miałam nadzieję, że znajdę go, jeszcze przed szkołą. Pobiegłam, jak najszybciej umiałam, na dziedziniec. Nie myliłam się, był jeszcze pod szkołą, stał i rozmawiał z jakimiś chłopakami.
Podbiegłam do niego i powiedziałam na ucho:
- Mogę cię prosić o przysługę? - zapytałam.
- Przepraszam chłopaki, ważna sprawa, dokończymy później. Do zobaczenia - powiedział - Dobra, o co chodzi Ashley?
Wiedziałam, że mogę na niego liczyć, ostatnio rzadziej rozmawialiśmy. Ale wiedział, co przeżywam (z mamą i Lukiem).
- Potrzebuję adresu Luka i chce, żebyś zagadał tą kobietę, co pracuje w sekretariacie.
- Ashley, ta kobieta zawsze się na mnie patrzy, tak, jak na jakieś ciastko. Poza tym, co miałbym wymyślić, a jak skłamię i zaciągnie mnie za ucho do dyrektora. To będę miał przechlapane i nie będę miał ucha. Przypominam, ta kobieta jest ponad stu kilowa, więc, jak mnie pociągnie ... - odpowiedział.
- Jack, wymyśl coś, że masz problem i chcesz z kimś pogadać, a skoro gapi się na ciebie, jak na ciasteczko, to, tym lepiej. Jest większa szansa, że ją wyciągniesz - oznajmiłam.
- Dobra, ale masz u mnie duży dług Ashley.
- Dzięki, dzięki, dzięki Jack. Jesteś najlepszy - kiedy to powiedziałam, rzuciłam się mu na szyję.
- Wiem - odpowiedział.
Razem ruszyliśmy do drzwi.

4 komentarze: