niedziela, 7 września 2014

Rozdział 4

Ranek, chyba najgorsza pora dnia, jednak w moim przypadku, było jeszcze gorzej. Spałam tylko 3 godziny, bo cały czas bałam się o mamę. Miałam wrażenie, że zaraz odbierze sobie życie. Na szczęście przez całą noc spała, a ja siedziałam do 3:00 czuwając. Teraz, gdy jest 6;00, ja wyglądam, jak zombie. W łazience, przy myciu zębów spojrzałam na siebie w lustrze. Moje oczy oczy wyglądały, jak śliwki, były sine i całe spuchnięte (przez płacz). Włosy totalny chaos, nawet nie wiem, czy da się to rozczesać. Skóra, była blada i mokra od potu. Na ustach, można, było dostrzec fragmenty wczorajszej szminki. Cieszyłam się, że nie użyłam tuszu. Pół godziny zajęło mi dojście do stanu z przed 24-godzin. Nie wiedziałam, o której przyjdzie Luke, ani czy w ogóle trafi. Nie szłabym dzisiaj do szkoły, gdyby nie on, miałam ochotę pilnować mamy dzień i noc, ale wiem, że wolałaby, gdybym chodziła do szkoły. Śniadanie w dzisiejszym wykonaniu, było dość proste-kawa. Dawała dużo energii, a tego potrzebuję. Dzisiaj jest pochmurny, termometr pokazuje 15 stopni, wydaje się, że, będzie padać, dlatego spakowałam, ze sobą parasolkę. Gdy tak stałam i wpatrywałam się w niebo, zaczęłam zastanawiać się, co tak naprawdę pociąga mnie w Luku? Był bardzo przystojny i dobrze zbudowany, nie uczył się bardzo dobrze, ale też nie najgorzej. Był raczej cichy i spokojny, przynajmniej ja go takiego znam. Nic, więcej o nim  nie wiedziałam, co trochę mnie martwiło. Może, to, ta tajemniczość mnie pociąga? Nie mogłam w myślach odpowiedzieć, na to pytanie, bo usłyszałam swój dzwonek w telefonie. Na wyświetlaczy pokazał się numer Luka. Pomyślałam sobie, zanim odebrałam, że, pewnie nie przyjdzie i zaraz wciśnie mi jakąś wymówkę, ale po czwartym sygnale odebrałam.
- Za ile będziesz? - zapytałam z nutą znudzenia.
- Właściwie, to już czekam pod blokiem - odpowiedział.
Zdziwiła mnie ta informacja, a wręcz zszokowała. To, było dziwne, że znał mój adres, ale trudno. Ubrałam na siebie bluzę i założyłam plecak. Po niecałych 5 minutach, byłam na dole budynku, a on czekał na zewnątrz. Podeszłam do niego i przywitałam się:
- Hej
- Hejka - odpowiedział - To co do szkoły? Czy może wagary?
Wagary wydawały się fajną opcją, niestety teraz, nie mogę dokładać mamie zmartwień.
- Do szkoły - odparłam
Przez co najmniej 10 minut szliśmy w milczeniu, aż nagle Luke je przerwał i zapytał:
- To, jak ci minęła noc?
- Szczerze? To cały czas się bałam o ... - i tak opowiedziałam mu trochę o moim poranku i o moich obawach w stosunku do mamy. Słuchał tego wszystkiego w milczeniu, a, gdy skończyłam powiedział:
- Myślę, że powinnaś przez, jakiś czas nie mieć kontaktów z ojcem. Lepiej dla ciebie, żebyś oszczędziła sobie kolejnych łez. Też w dzieciństwie, miałem przykre doświadczenia przez ojca, ale nie chce o tym mówić. Po prostu posłuchaj mnie.
Było to miłe, że zaczyna mi bardziej ufać, byłam jedną z nielicznych osób, które należały do "kręgu zaufania Luka Brooksa". Przez resztę drogi znowu szliśmy w ciszy, gdy dotarliśmy do głównego dziedzińca przed szkołą, odwróciłam się twarzą do niego i powiedziałam:
- Tylko nie mów o tym nikomu.
- Trochę zaufania Ashley - odpowiedział
Po czym, rozpłakałam się, a on na to odparł:
- Nie ma co płakać, to, tylko szkoła
W tym momencie jednocześnie śmiałam się i płakałam, a Luke mnie przytulił. Czułam, że to nie było, jak przyjaciółkę, albo, jak siostrę. To, co poczułam, to była miłość i on, z, taką miłością mnie przytulał.
Jak swoją dziewczynę.


----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, jeśli trochę długo czekacie na nowy rozdział, naprawdę mam bardzo mało wolnego czasu. Mam masę obowiązków, związane ze szkołą, a, nawet, jak, już znajdę ten czas, to zwykle jestem, już, bardzo zmęczona. Więc za wszystkie opóźnienia przepraszam i postaram się dodawać więcej. :)

1 komentarz: