Gdy wróciłam do domu, czekała tam, już na mnie mama z nie miłą wiadomością. Widziałam, że jej oczy są spuchnięte, co oznaczało, że długo i intensywnie płakała. Zastanawiałam się, jaka informacja doprowadziła, ją do, takiego stanu. Moja mama rzadko płakała. Nawet na pogrzebach, nie wylewały się z niej łzy. Gdy podeszłam do niej bliżej, ona wytarła chusteczką oczy. Udawała, że jest silna, ale ja wiedziałam, że, tak naprawdę. jest inaczej. Była delikatna, jak róża, jednak wszystko dusiła w sobie, a to było złe.
- Mamo, co się dzieję? - zapytałam i podeszłam do niej.
- Córeczko, musimy porozmawiać - zaczęła - nie wiem, czy zauważyłaś, ale twój tata ostatnio ciągle wyjeżdżał w delegację, jednak okazało się, że on, po prostu jeździł sobie, do tej lafiryndy, tej jego kochanki - gdy to wypowiedziała, nagle wstąpiła w nią jakaś furia. Wzięła z kuchni talerze i zaczęła nimi rzucać o ziemię, zrobiła tak z całą porcelanową zastawą, którą dostała od ojca na urodziny. Dobrze, że mieliśmy, jeszcze te z Ikei, na, których moja mama lubiła jeść i tylko o uchroniło je przed zniszczeniem. Jednak, gdy przyswoiłam w mózgu informację o tłuczonych rzeczach, to ogarnęło mnie dziwne uczucie. Dopiero chwilę po incydencie, doszło do mnie, co się wydarzyło. To, było jak uderzenie pioruna. Szybkie,bolesne i trudne do naprawienia. To, było nie możliwe, żeby mój tatuś miał inną. Emocje, które we mnie szalały były nie do opisania. Pełne bólu, krzyku, rozpaczy, a przede wszystkim gniewu. Jednak postanowiłam, być silna dla mamy i stłumiłam wszystkie emocje w sobie, dopiero, po czasie zorientowałam się, jakie to, było złe.
Podeszłam do mamy, objęłam ją i pociągnęłam za barki do góry, tak, aby wstała. Pierwszy raz w życiu widziałam ją, tak roztrzęsioną i nie mającej chęci do życia, gdyby nie ja, pewnie popełniłaby samobójstwo. Spokojnie zaprowadziłam ją do sypialni i siedziałam na łóżku, czekając, aż zaśnie. Gdy to się stało, poszłam do kuchni i zaczęłam myśleć:
Czy tata się, już wyprowadził?
Czy mama spakowała, już jego rzeczy?
Jak mama się o tym dowiedziała?
Czy tata się do niej, jeszcze odezwie?
Czemu on nas zostawił?
Czemu zdradził moją mamę?
Te pytania chodziły mi po głowie,nie miałam jednak odwagi dzwonić do taty. Myślę, że mama sama mi to powie, jak, będzie gotowa. Wyjęłam telefon z kieszeni i zobaczyłam sms od Luka, gdyby nie cała, ta sprawa z tatą, teraz siedziałabym tu z mamą, pijąc gorącą herbatę. Opowiadałabym, jak mi minął dzień. A ten, minął mi fantastycznie, Luke jest najlepszym chłopakiem jakiego spotkałam. I, gdy, tylko zobaczyłam na ekranie jego imię, to serce zaczęło mi szybciej bić, sms, był o treści:
"Hejka, jak ci tam mija wieczorek?". Niby taka mała wiadomość, a cieszy. Wydaje mi się, że mogę mu opowiedzieć o wszystkim. Jednak, czy to, co przytrafiło mi się dzisiejszego wieczoru, można zaliczyć do "tego wszystkiego". Postanowiłam, że zaryzykuję i odpisze mu:
"Wieczorek mija strasznie"
Odpisał od razu:
"Co jest?"
Więc opowiedziałam mu o wszystkim, co wydarzyło się, tego wieczoru. Zauważyłam, że odczytał, ale nie odpisał. Co, to mogło znaczyć? Jednak, gdy, tylko usłyszałam swój dzwonek, wiedziałam, że to on.
- Jak tam się czujesz? - powiedział Luke
Gdy usłyszałam jego głos, poczułam się bezpiecznie.
- Nie umiem ci powiedzieć - odparłam
- Czemu? - zapytał
- Bo, nie myślę teraz o sobie, tylko o mamie, boję się, że wpadnie w depresję. Zastanawiam się, czemu tobie to mówię, a nie Jackowi.
- Kto to Jack?
- Mój bardzo dobry kolega, właściwie traktuję go, jak brata i o wszystkim mu mówię.
- To udawaj, że ja to on. Co byś mu powiedziała?
- Hm... okej. Więc, zaczęłabym od tego, że się martwię, o to czy sobie poradzimy z mamą same i opowiedziałabym, o tym, że zastanawia mnie, czy mama i tata mieli wcześniej problemy, a tylko udawali.
- Przyjdę jutro po ciebie i pójdziemy razem do szkoły.
- Nie musisz.
- Ale chcę, będziesz się mogła wyżalić.
- To wszystko jest bardzo dziwne, przecież znamy się bardzo krótko
- A ja chcę spędzić z tobą resztę życia - i tymi słowami Luke skończył naszą rozmowę.
sobota, 30 sierpnia 2014
poniedziałek, 25 sierpnia 2014
Rozdział 2
Mijały tygodnie, zaczęłam przyzwyczajać się do szkoły i towarzystwa. Gdy na korytarzach mijałam się z Lukiem nasz wzrok zawsze się spotykał, jednak żadne z nas nie miało odwagi, żeby coś powiedzieć.
Pewnego popołudnia, gdy wszyscy byliśmy w parku na lunchu, usłyszeliśmy muzykę. Okazało się, że dzisiaj jest festyn z okazji Dnia ucznia (nawet nie wiedziałam, że jest takie święto). Nagle, jakiś chłopak krzyknął, że impreza jest po drugiej stronie parku.Na początku nie chciałam tam iść, ale, jak zobaczyłam, że moje przyjaciółki idą to postanowiłam, że też pójdę. Gdy tak szłam otoczona przez grupkę moich kolegów z klasy, zaczęłam myśleć. Miałam tyle przemyśleń w głowie, że powinnam już dawno wybuchnąć. Cały czas dręczyło mnie pytanie: Czemu znam tak mało osób? Moje jedyne towarzystwo to: Kate, Charlie, Jenny, Mama i Jack(chyba jedyna osoba, której mogłam powiedzieć wszystko). Był to chłopak z mojej szkoły. Miał krótkie brązowe włosy i nosił okulary, świetnie mi się z nim gadało. Inne dziewczyny dziwiły się, że się z nim zadaje. Jack nie był jednym z tych przystojniaków, którzy mieli takie powodzenie u nastolatek. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że wygląda na "kujona". Jednak on nie uczył się dobrze, miał pełno zaległości i spóźnień. Wydaje mi się, że było to przez jego rodziców. Nie spędzali z nim czasu, byli zajęci pracą, ale Jack nie był rozpuszczonym dzieckiem, tak, jak większość. Chodziliśmy do szkoły prywatnej, więc nie trzeba, było się dziwić, że wszyscy są tu rozpieszczeni, wkurzało mnie to.
Właśnie ujrzałam po drugiej stronie niewielkiego jeziora, ludzi chodzących na szczudłach i uświadomiłam sobie, że trochę się zamyśliłam. Nie zauważyłam nawet, że przyjaciółki, już ode mnie poszły. Teraz, gdy szłam wśród nieznajomych ludzi ze szkoły postanowiłam, że stanę, żeby ten cały tłum mnie ominął i wtedy mogłabym iść spokojnie sama na tyłach. Ten plan udałby mi się, gdyby nie Jack, który zauważył moje zniknięcie.
- Co ty tak sama, tu na końcu idziesz? - zapytał.
- Zgubiłam dziewczyny, a wiesz,że nie lubię przebywać sama w tłumie nieznajomych - odpowiedziałam mu.
- Przecież to są ludzie ze szkoły - odrzekł.
- Wiesz, to, że ty znasz wszystkich, nie znaczy, że ja też.
Chociaż znałam większość z widzenia lub też z Facebooka.
- Ej, ale przecież znasz jeszcze Luka - dodał po chwili.
Teraz zauważyłam, że nigdzie go dzisiaj nie widziałam, ale w sumie po co mi on był? I tak nie rozmawiamy ze sobą od czasu naszego pierwszego spotkania.
- No i, co z tego?! - oburzyłam się.
- Dobra, przepraszam Ashley. Spędźmy te popołudnie najfajniej jak się da - powiedział.
Jack był najlepszym przyjacielem, jakiego do tej pory miałam.
Na festynie było fantastycznie, pełno: kolorów, jedzenia, muzyki i różnych atrakcji. Cały ten czas spędzałam z dziewczynami. W między czasie kupiłam sobie watę cukrową, którą jadłam, kiedy szłam z Kate na spacer dookoła jeziorka. Gdy, tak szłyśmy, spotkałyśmy magika, akurat skończył robić sztuczki dla, jakiś dzieciaków. Więc podeszłyśmy, bliżej do niego. Rozejrzałam się, czy jest tutaj ktoś z naszej szkoły, oprócz nas. Zobaczyłam, że kilkanaście metrów za nami stała grupka chłopaków, a w niej, był Luke. Natomiast zza zakrętu widziałam Jacka i jego przyjaciela Robina. Nagle Kate klepnęła mnie w rękę, co oznaczało, że mam się odwrócić i patrzeć. Magik, był nie wiele starszy od nas i wyglądał, jakby wyszedł z pogrzebu. Oczywiście, jak, każdy z nich. Pokazał nam kilka sztuczek, a na koniec wyczarował dla mnie różę, gdy, już skończył swój pokaz, odwróciłam się i zobaczyłam, że Luke się na mnie patrzy i się uśmiecha. Odwzajemniłam uśmiech, a on mi pomachał, więc zaczęłam iść w jego kierunku. Kate, która stała za mną zawołała:
- Ashley, gdzie idziesz?!
Gdy stałam przed nim, jego koledzy momentalnie sobie poszli.
- Przejdziemy się? - zapytał Luke.
- Okej, tylko wyśle sms do Kate - odpowiedziałam i wskazałam na nią.
Moja wiadomość wyglądała tak:
"Nie czekaj na mnie, zadzwonię wieczorem".
Odpowiedź dostałam po sekundzie:
"Dobrze, tylko uważaj na niego".
Strasznie się zdziwiłam, gdy to odczytałam. Czy to możliwe, żeby Kate znała Luka?
Jednak nie chciałam się dłużej nad tym zastanawiać, stwierdziłam, że zapytam ją później.
- To chodźmy - odrzekłam.
- A, więc przepraszam cię - zaczął rozmowę Luke - za, tamtą sytuację na schodach. Byłaś nowa, a ja nie za bardzo wiem, o czym rozmawiać z ludźmi i to, dlatego się tak zachowałem.
- Przyjmuję przeprosiny.
- Może pójdziemy na karuzelę? - zapytał.
- Z chęcią, ciężko się przyznać, ale kocham karuzelę, więc, wiem to dziecinne ...
- Dokładnie tak samo jak ja. - powiedział, przerywając mi w pół zdania.
Nasza reszta popołudnia, była idealna. Byliśmy na pięciu dmuchanych zjeżdżalniach, oraz zrobiliśmy sobie zdjęcie z klaunem. Na koniec wypiliśmy po koktajlu truskawkowym i wtedy udaliśmy się do wyjścia. Niestety, nasza podróż kończyła się przed parkiem, ponieważ on mieszkał na obrzeżach Melbourne, a ja w centrum. Teraz zobaczyłam, że, było już wpół do szóstej, wieczorem i wyszło na to, że wszyscy nie poszli na lekcje po lunchu. Zastanawiam się, co będzie jutro w szkole, ale teraz to nie jest najważniejsze. Muszę się skupić na, tym, co się dzieję tu i teraz. A teraz, żegnam się z Lukiem.
- To było niesamowite popołudnie, musimy to powtórzyć - powiedział.
- Pewnie - odpowiedziałam - ale, wydaje mi się, że, jak jutro zobaczymy się na korytarzu o znowu się na siebie, tylko spojrzymy i pójdziemy dalej. Nawet nie zamieniając, ze sobą słowa.
- Nie prawda, jestem pewien, że tak nie będzie - po chwili dodał - poza tym, ja się na ciebie nie patrzę.
- Jak to nie? Twierdzisz, że to ja się patrzę, a ty tylko mi odpowiadasz?
- Dokładnie.
I w ten sposób wybuchnęliśmy śmiechem. Nie chcieliśmy się żegnać ale to trzeba było zrobić. Luke zaczął pierwszy:
- Do widzenia Ashley Biel.
- Do zobaczenia Luke Brooks.
Pewnego popołudnia, gdy wszyscy byliśmy w parku na lunchu, usłyszeliśmy muzykę. Okazało się, że dzisiaj jest festyn z okazji Dnia ucznia (nawet nie wiedziałam, że jest takie święto). Nagle, jakiś chłopak krzyknął, że impreza jest po drugiej stronie parku.Na początku nie chciałam tam iść, ale, jak zobaczyłam, że moje przyjaciółki idą to postanowiłam, że też pójdę. Gdy tak szłam otoczona przez grupkę moich kolegów z klasy, zaczęłam myśleć. Miałam tyle przemyśleń w głowie, że powinnam już dawno wybuchnąć. Cały czas dręczyło mnie pytanie: Czemu znam tak mało osób? Moje jedyne towarzystwo to: Kate, Charlie, Jenny, Mama i Jack(chyba jedyna osoba, której mogłam powiedzieć wszystko). Był to chłopak z mojej szkoły. Miał krótkie brązowe włosy i nosił okulary, świetnie mi się z nim gadało. Inne dziewczyny dziwiły się, że się z nim zadaje. Jack nie był jednym z tych przystojniaków, którzy mieli takie powodzenie u nastolatek. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że wygląda na "kujona". Jednak on nie uczył się dobrze, miał pełno zaległości i spóźnień. Wydaje mi się, że było to przez jego rodziców. Nie spędzali z nim czasu, byli zajęci pracą, ale Jack nie był rozpuszczonym dzieckiem, tak, jak większość. Chodziliśmy do szkoły prywatnej, więc nie trzeba, było się dziwić, że wszyscy są tu rozpieszczeni, wkurzało mnie to.
Właśnie ujrzałam po drugiej stronie niewielkiego jeziora, ludzi chodzących na szczudłach i uświadomiłam sobie, że trochę się zamyśliłam. Nie zauważyłam nawet, że przyjaciółki, już ode mnie poszły. Teraz, gdy szłam wśród nieznajomych ludzi ze szkoły postanowiłam, że stanę, żeby ten cały tłum mnie ominął i wtedy mogłabym iść spokojnie sama na tyłach. Ten plan udałby mi się, gdyby nie Jack, który zauważył moje zniknięcie.
- Co ty tak sama, tu na końcu idziesz? - zapytał.
- Zgubiłam dziewczyny, a wiesz,że nie lubię przebywać sama w tłumie nieznajomych - odpowiedziałam mu.
- Przecież to są ludzie ze szkoły - odrzekł.
- Wiesz, to, że ty znasz wszystkich, nie znaczy, że ja też.
Chociaż znałam większość z widzenia lub też z Facebooka.
- Ej, ale przecież znasz jeszcze Luka - dodał po chwili.
Teraz zauważyłam, że nigdzie go dzisiaj nie widziałam, ale w sumie po co mi on był? I tak nie rozmawiamy ze sobą od czasu naszego pierwszego spotkania.
- No i, co z tego?! - oburzyłam się.
- Dobra, przepraszam Ashley. Spędźmy te popołudnie najfajniej jak się da - powiedział.
Jack był najlepszym przyjacielem, jakiego do tej pory miałam.
Na festynie było fantastycznie, pełno: kolorów, jedzenia, muzyki i różnych atrakcji. Cały ten czas spędzałam z dziewczynami. W między czasie kupiłam sobie watę cukrową, którą jadłam, kiedy szłam z Kate na spacer dookoła jeziorka. Gdy, tak szłyśmy, spotkałyśmy magika, akurat skończył robić sztuczki dla, jakiś dzieciaków. Więc podeszłyśmy, bliżej do niego. Rozejrzałam się, czy jest tutaj ktoś z naszej szkoły, oprócz nas. Zobaczyłam, że kilkanaście metrów za nami stała grupka chłopaków, a w niej, był Luke. Natomiast zza zakrętu widziałam Jacka i jego przyjaciela Robina. Nagle Kate klepnęła mnie w rękę, co oznaczało, że mam się odwrócić i patrzeć. Magik, był nie wiele starszy od nas i wyglądał, jakby wyszedł z pogrzebu. Oczywiście, jak, każdy z nich. Pokazał nam kilka sztuczek, a na koniec wyczarował dla mnie różę, gdy, już skończył swój pokaz, odwróciłam się i zobaczyłam, że Luke się na mnie patrzy i się uśmiecha. Odwzajemniłam uśmiech, a on mi pomachał, więc zaczęłam iść w jego kierunku. Kate, która stała za mną zawołała:
- Ashley, gdzie idziesz?!
Gdy stałam przed nim, jego koledzy momentalnie sobie poszli.
- Przejdziemy się? - zapytał Luke.
- Okej, tylko wyśle sms do Kate - odpowiedziałam i wskazałam na nią.
Moja wiadomość wyglądała tak:
"Nie czekaj na mnie, zadzwonię wieczorem".
Odpowiedź dostałam po sekundzie:
"Dobrze, tylko uważaj na niego".
Strasznie się zdziwiłam, gdy to odczytałam. Czy to możliwe, żeby Kate znała Luka?
Jednak nie chciałam się dłużej nad tym zastanawiać, stwierdziłam, że zapytam ją później.
- To chodźmy - odrzekłam.
- A, więc przepraszam cię - zaczął rozmowę Luke - za, tamtą sytuację na schodach. Byłaś nowa, a ja nie za bardzo wiem, o czym rozmawiać z ludźmi i to, dlatego się tak zachowałem.
- Przyjmuję przeprosiny.
- Może pójdziemy na karuzelę? - zapytał.
- Z chęcią, ciężko się przyznać, ale kocham karuzelę, więc, wiem to dziecinne ...
- Dokładnie tak samo jak ja. - powiedział, przerywając mi w pół zdania.
Nasza reszta popołudnia, była idealna. Byliśmy na pięciu dmuchanych zjeżdżalniach, oraz zrobiliśmy sobie zdjęcie z klaunem. Na koniec wypiliśmy po koktajlu truskawkowym i wtedy udaliśmy się do wyjścia. Niestety, nasza podróż kończyła się przed parkiem, ponieważ on mieszkał na obrzeżach Melbourne, a ja w centrum. Teraz zobaczyłam, że, było już wpół do szóstej, wieczorem i wyszło na to, że wszyscy nie poszli na lekcje po lunchu. Zastanawiam się, co będzie jutro w szkole, ale teraz to nie jest najważniejsze. Muszę się skupić na, tym, co się dzieję tu i teraz. A teraz, żegnam się z Lukiem.
- To było niesamowite popołudnie, musimy to powtórzyć - powiedział.
- Pewnie - odpowiedziałam - ale, wydaje mi się, że, jak jutro zobaczymy się na korytarzu o znowu się na siebie, tylko spojrzymy i pójdziemy dalej. Nawet nie zamieniając, ze sobą słowa.
- Nie prawda, jestem pewien, że tak nie będzie - po chwili dodał - poza tym, ja się na ciebie nie patrzę.
- Jak to nie? Twierdzisz, że to ja się patrzę, a ty tylko mi odpowiadasz?
- Dokładnie.
I w ten sposób wybuchnęliśmy śmiechem. Nie chcieliśmy się żegnać ale to trzeba było zrobić. Luke zaczął pierwszy:
- Do widzenia Ashley Biel.
- Do zobaczenia Luke Brooks.
wtorek, 19 sierpnia 2014
Rozdział 1
Pierwszy dzień w nowej szkole, a ja spóźniona lepiej być nie mogło. Jestem wściekła na rodziców, że przenieśli się do Melbourne z Sydney. Przecież mieli tam lepszą prace, więc do cholery po co zmieniliśmy miejsce zamieszkania? No tak, bo mama chciała być w bardziej spokojnym mieście, a tata jej na to pozwolił. Niestety ja przez to cierpie, chociaż jest jeden plus – nowe towarzystwo. Miałam dobry kontakt z rówieśnikami w tamtej szkole,ale ja tam nie pasowałam, nie moje środowisko. Jednak w Sydney znałam każdą uliczkę.Tam się urodziłam i chciałam spędzić resztę życia. Naszczęście zostały mi tylko 2 lata do ukończenia szkoły średniej. Potem studia prawnicze albo lekarskie. Moje życie będzie udane, dopilnuje tego.
- Przepraszam za spóżnienie. – oznajmiłam, wchodząc do klasy.
Na pierwszy rzut oka moja klasa wygladła przyjaźnie (może to przez te mundurki). Według planu miałam teraz angielski, kobieta, która prowadzi tę zajęcia miała być moją wychowwczynią. To chyba dlatego od razu po wejściu wstała i podeszła do mnie.
- To jest Ashley Biel, nowa uczennica. Prosze, usiądź tam – powiedziała, wskazując palcem na miejsce pod oknem w ostatnim rzędzie. Pokiwałam głową i poszłam na wyznaczone stanowisko. Okazało się, że mam cały czas w tej sali lekcje. Ucieszyłam się, bo nie chciałam zapoznawać się z tą szkołą.
Gdy zadzwonił dzwonek wszyscy wyszli z klasy, a ja razem z nimi. Czułam się głupio stojąc tak sama na korytarzu, z nikim nie rozmawiając. Nagle podeszła do mnie jakaś dziewczyna, miała blond włosy i zielone oczy, niecodziennie połączenie.
- Hej.
- Siemka. – odpowiedziałam.
- Jesteś z Sydeny prawda? Jestem Kate i bardzo miło cię poznać. Chcesz poznać naszą klase to na długiej przerwie, wszyscy idą do parku na lunch.
- Chętnie pójdę, jeśli tylko pokażesz mi, gdzie jest park. – odpowiedziałam uśmiechając się.
Gdy nadeszła pora lunchu, cała szkoła opustoszała. Był to moment,w którym nie wiedziałam co zrobić,ponieważ nie miałam pojęcia, gdzie iść, a jedyna osoba jaką znałam w tym całym budynku już sobie poszła. Właściwie przeczówałam, że o mnie zapomni. A teraz ta obawa się spełniła. Nie miałam co robić, więc postaowiłam rozejrzeć się trochę po szkole i tak dowiedziałam się, gdzie jest sekretariat i gabinet dyrektorki. Gdy już pod swoją sale zauważyłam chłopaka siedzącego na schodach po których chciałam zejść. Ciekawe co on tu robił? Przecież wszyscy uczniowie poszli to parku zjeść lunch i odpocząć chwile od szkoły.
- Przecież moze być samotnikiem. – pomyślałam.
Udałam się w jego kierunku i usiadłam obok niego na schodku. Miał zamknięte oczy i słuchawki na uszach, wydwał się zamknięty w sobie na pierwszy rzut oka. Jego włosy były w nieładzie. Co odróżniało go od reszty chłopaków z tej szkoły, ponieważ wszyscy mieli je ładnie ułożone, żaden włosek nie mógł wystawać. Był poprostu inny. I to było intrygujące.
Szturchnełam go, a on momentalnie otworzył oczy, zdjął słuchawki i popatrzył na mnie.
- Przepraszam, nie myślałem że ktoś tu jest. – powiedział i spojrzał na słuchawki.
- O nic się nie stało, ja myślałam tak samo. – oznajmiłam.
- Cześć, jestem Luke Brooks. – przedstawił się.
- Miło cię poznać, ja nazywam się Ashley Biel. – odpowiedziałam podając mu ręke, a on uścisnął ją.
- Co tu robisz tej porze? – zapytał.
- Jestem tu nowa i nie zabardzo znam tu te wasze „tradycje”, pozatym nie wiem, gdzie jest park. – powiedziałam rumieniąc się ze wstydu.
- Aaaa to ty jesteś ta nowa. Chodzisz to 1A, a ja jestem z 1B. – oznajmił.
- Doładnie jestem nowa z 1A – zaśmiałam się lekko – A ty co tu robisz? Czemu nie jesteś w parku? – zapytałam.
- Wiesz, jakoś mi się nie chciało wolałem wyluzować się w samotności. Dziwnie to brzmi, ale mam dość tych ludzi ze szkoły i w ogóle tej codzienności.
- Rozumiem, czasami mam tak samo …
- Nie, nie rozumiesz. Nikt tego nie może zrozumieć. – powiedział przerywając mi w pół zdania.
- Jak to? – zapytałam, nie miałam już pojęcia o czym on mówi.
- Nie ważne, muszę iść do zobaczenia … może. – mówiąc to wstał i odszedł.
Odpowiedziałam na to po chwili szepcząc.
- Do zobaczenia Luke.
Na pierwszy rzut oka moja klasa wygladła przyjaźnie (może to przez te mundurki). Według planu miałam teraz angielski, kobieta, która prowadzi tę zajęcia miała być moją wychowwczynią. To chyba dlatego od razu po wejściu wstała i podeszła do mnie.
- To jest Ashley Biel, nowa uczennica. Prosze, usiądź tam – powiedziała, wskazując palcem na miejsce pod oknem w ostatnim rzędzie. Pokiwałam głową i poszłam na wyznaczone stanowisko. Okazało się, że mam cały czas w tej sali lekcje. Ucieszyłam się, bo nie chciałam zapoznawać się z tą szkołą.
Gdy zadzwonił dzwonek wszyscy wyszli z klasy, a ja razem z nimi. Czułam się głupio stojąc tak sama na korytarzu, z nikim nie rozmawiając. Nagle podeszła do mnie jakaś dziewczyna, miała blond włosy i zielone oczy, niecodziennie połączenie.
- Hej.
- Siemka. – odpowiedziałam.
- Jesteś z Sydeny prawda? Jestem Kate i bardzo miło cię poznać. Chcesz poznać naszą klase to na długiej przerwie, wszyscy idą do parku na lunch.
- Chętnie pójdę, jeśli tylko pokażesz mi, gdzie jest park. – odpowiedziałam uśmiechając się.
Gdy nadeszła pora lunchu, cała szkoła opustoszała. Był to moment,w którym nie wiedziałam co zrobić,ponieważ nie miałam pojęcia, gdzie iść, a jedyna osoba jaką znałam w tym całym budynku już sobie poszła. Właściwie przeczówałam, że o mnie zapomni. A teraz ta obawa się spełniła. Nie miałam co robić, więc postaowiłam rozejrzeć się trochę po szkole i tak dowiedziałam się, gdzie jest sekretariat i gabinet dyrektorki. Gdy już pod swoją sale zauważyłam chłopaka siedzącego na schodach po których chciałam zejść. Ciekawe co on tu robił? Przecież wszyscy uczniowie poszli to parku zjeść lunch i odpocząć chwile od szkoły.
- Przecież moze być samotnikiem. – pomyślałam.
Udałam się w jego kierunku i usiadłam obok niego na schodku. Miał zamknięte oczy i słuchawki na uszach, wydwał się zamknięty w sobie na pierwszy rzut oka. Jego włosy były w nieładzie. Co odróżniało go od reszty chłopaków z tej szkoły, ponieważ wszyscy mieli je ładnie ułożone, żaden włosek nie mógł wystawać. Był poprostu inny. I to było intrygujące.
Szturchnełam go, a on momentalnie otworzył oczy, zdjął słuchawki i popatrzył na mnie.
- Przepraszam, nie myślałem że ktoś tu jest. – powiedział i spojrzał na słuchawki.
- O nic się nie stało, ja myślałam tak samo. – oznajmiłam.
- Cześć, jestem Luke Brooks. – przedstawił się.
- Miło cię poznać, ja nazywam się Ashley Biel. – odpowiedziałam podając mu ręke, a on uścisnął ją.
- Co tu robisz tej porze? – zapytał.
- Jestem tu nowa i nie zabardzo znam tu te wasze „tradycje”, pozatym nie wiem, gdzie jest park. – powiedziałam rumieniąc się ze wstydu.
- Aaaa to ty jesteś ta nowa. Chodzisz to 1A, a ja jestem z 1B. – oznajmił.
- Doładnie jestem nowa z 1A – zaśmiałam się lekko – A ty co tu robisz? Czemu nie jesteś w parku? – zapytałam.
- Wiesz, jakoś mi się nie chciało wolałem wyluzować się w samotności. Dziwnie to brzmi, ale mam dość tych ludzi ze szkoły i w ogóle tej codzienności.
- Rozumiem, czasami mam tak samo …
- Nie, nie rozumiesz. Nikt tego nie może zrozumieć. – powiedział przerywając mi w pół zdania.
- Jak to? – zapytałam, nie miałam już pojęcia o czym on mówi.
- Nie ważne, muszę iść do zobaczenia … może. – mówiąc to wstał i odszedł.
Odpowiedziałam na to po chwili szepcząc.
- Do zobaczenia Luke.
poniedziałek, 11 sierpnia 2014
Prolog
Historia opowiada o dziewczynie (Ashley Biel), która przenosi się z rodzicami do Melbourne. Tam poznaje dużo ludzi, a w tym chłopaka o imieniu Luke Brooks. Wtedy w jej życiu zaczynają sie pojawiać problemy rodzinne, oraz po krótkim czasie poznaje również niebezpiecznego człowieka, który namiesza jeszcze bardziej w jej życiu. Na koniec wszystko okaże się grą, a ona sama będzie w niej metą. Zapraszam do czytania :).
Subskrybuj:
Posty (Atom)